Dawno nie pisałam o żadnej pielęgnacji, a przecież to wcale nie oznacza, że nic nie używam. Od jakiegoś czasu w mojej codziennej rutynie pielęgnacyjnej stosuję produkt z Lancome, któremu będzie poświęcony ten post. Zapraszam więc do dalszej części, jeśli chcecie dowiedzieć się, czy się u mnie sprawdził, czy nie.
Wedlug producenta jest to produkt, który ma sprawiać, że nasza skóra będzie pełna energii, będzie miała wygładzoną strukturę, zdrowy blask i sprężystość. Ma działać na wszystkie negatywne skutki naszego dnia codziennego, czyli stres, zmęczenie, niewystarczającą ilość snu, zanieczyszczenie środowiska. Jest to krem o płynnej konsystencji wzbogacony kompozycją olejków z owoców goji i ekstraktu z melisy dla efektu pobudzonej, zdrowszej i intensywnie nawilżonej cery.
Flakon jest przepiękny i zielona zawartość w nim również prezentuje się bardzo ładnie. Przyznam szczerze, że od kiedy zobaczyłam tą serię to miałam ochotę ją przetestować i wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, aż na coś się skuszę. Okazja ku temu pojawiła się wcześniej, niż myślałam, gdyż na święta Bożego Narodzenia aż roiło się od zestawów złożonych z kosmetyków Energie De Vie.
Wracając jednak do opakowania to mamy tu szklaną dość prostą butelkę bez udziwnień. Zauważyłam, że na moim egzemplarzu jest napisane tylko 'the liquid care', natomiast spotkałam się w internetach, że na niektórych jest napisane 'the smoothing & glow boosting liquid care', ale jestem w 99,9% pewna, że to jest ten sam produkt.
Mamy tu też zatyczkę, w sumie nic specjalnego - zwyczajny plastik, a pod nią pompka, na którą nie mogę narzekać, bo działa bez zarzutu.
Jeśli chodzi o konsystencję, to za wiele pisać tu nie muszę - jest płynna rzecz jasna i nieco żelkowa, na pokrycie całej twarzy wystarczają mi dwie nie dociśnięte do końca pompki. Tutaj od razu wzmianka o wydajności - używam tego produktu od 2 miesięcy i dopiero zużyłam połowę, także liczę, że 30 ml opakowanie które posiadam starcza na jakieś 4 miesiące aplikowane dwa razy dziennie. Zapach nie jest jakiś specjalnie zachwycający, spodziewałam się czegoś cytrusowego, a niczego takiego tu nie ma, po prostu jest dziwny zapach, może tam trochę cytrusa jakiegoś ma, ale nawet jeśli, to ja tam go nie czuję.
Po aplikacji skóra jest przyjemna w dotyku, miękka i taka jakby atłasowa. Dodatkowo też zauważyłam, że Energie De Vie całkiem nieźle nawilża, chociaż nie do końca wiem, czy to zasługa tylko jego, czy może też innych składowych mojej pielęgnacji. Nie wiem też, czy powinnam stosować ten produkt jako krem, czy jako serum pod krem, ale dla bezpieczeństwa i dobrego nawilżenia skóry nakladam na niego jeszcze lekki krem nawilżający. No i rzeczywiście cera wygląda na dobrze nawilżoną. Ale niestety nie zauważyłam absolutnie nic więcej. Po prostu niczego. Ani poprawienia kolorytu skóry, ani ujednolicenia, rozjaśnienia, no czegokolwiek. Pogorszenia stanu skóry też nie ma, więc to plus, jednak to trochę za mało, żeby się nim wielce zachwycać. Także dla mnie to jest taki przyjemny żelek nawilżający za duże pieniądze. I chociaż nie uważam, że jest słaby, czy że jest bublem, to nie kupiłabym ponownie, bo jest najzwyczajniej w świecie przeciętny i nie spełniający obietnic producenta (które oczywiście i tak zawsze są na wyrost).
A Wy skusiłyście się na coś z tej serii?
Moja ocena: 6/10
0 Yorumlar